Maniek łapie jachtostopa!
Trzy i pół tygodnia spędziłem na Gibraltarze szukając jakiejś łódki płynącej na wyspy Kanaryjskie, ale nie mogę narzekać, że był to zmarnowany czas. W między czasie nawet załapałem pracę jednodniową (noszenie blatów po schodach 8funtów/godzinę), która wcale nie była tak ciężka jak się na początku wydawało. Większość jednak czasu spędzałem poznając nowych ludzi i spędzając z nimi beztrosko czas.
Jedną z takich osób była Kasia, która okazała się przesympatyczną towarzyszką podróży. A zaczęło się od tego, że siedzieliśmy na ławce w marinie pijąc piwko i szykując się powoli do winka, gdy podjechało dwóch hiszpanów. Zaproponowali nam piwo w zamian za pomoc z przeniesieniem zakupów na ich łajbę. Propozycja była nie do odrzucenia, więc nie zastanawialiśmy się zbyt długo, a ich łajba okazała się być ślicznym katamaranem! Jak usłyszeli naszą historię, postanowili nas zaprosić kolejnego dnia i oznajmić nam wspaniałą nowiną, że możemy płynąć z nimi na wyspy Kanaryjskie!(oni też kiedyś tak podróżowali).
Nie mieliśmy dużo czasu, więc spakowaliśmy się tylko i wbiliśmy na jacht! Nasz pokoik i warunki jakie nam zaoferowali, przekroczyły nasze oczekiwania! Jeszcze tego samego dnia wypłynęliśmy, a naszymi zadaniami było głównie pełnienie nocnej wachty, co wcale nie było ciężkie dla nas jak się okazało. W końcu w miłym towarzystwie, czas szybko leci 🙂
Już drugiej nocy złapał nas sztorm! Zaczął się koło 3-ciej w nocy i trwał do rana, ale kapitan koło 5-tej powiedzial nam żebyśmy poszli spać, bo i tak im się nie przydamy:P. A nie było w tym nic dziwnego, gdyż obaj byli kapitanami od 20stu lat i z takim bagażem doświadczenia, żółtodzioby jak my tylko zawadzaliśmy podczas gdy oni wykorzystywali warunki (wiatr ponad 30 węzłów, a deszcz na tyle mocny że nie dało się oczu otworzyć). Bujało niesamowicie, ale dla nich to nie było zbyt dużą przeszkodą.
Jeśli chodzi o chorobę morską to przechodziliśmy ją z Kasią bardzo podobnie (z tą różnicą że ja byłem w stanie jeść i pić:P ). Oboje nie mieliśmy żadnych problemów z żoładkiem, jednak przebywanie pod pokładem robiło nam w glowie ogromne zdezorientowanie. Coś jakby twój mózg nagle zapomniał gdzie jest góra a gdzie dół i próbował go znaleźć za wszelką cenę. Na początku jest to całkiem zabawne uczucie, ale po kilkunastu godzinach zaczyna być męczące i coraz bardziej nieprzyjemne. Można się go dość łatwo pozbyć, patrząc na horyzont lub w niebo które były stałymi punktami i pomagały w odzyskaniu stabilności.
Co do nieba to jest w nocy co najmniej niesamowite! Jeśli kiedykolwiek patrzyłeś/aś w gwiazdy i czerpałeś/aś z tego jakąkolwiek przyjemność, to spoglądając na nie na Atlantyku przy dobrej pogodnie, nie będziesz w stanie odwrócić od nich wzroku choćby na chwilę!
Wracając do tematu to żeglowanie jest czymś czego każdy powinien spróbować! Ciężko opisać słowami uczucie, gdy wiesz że jesteś na oceanie, a dookoła widać tylko wodę, a łódka na której się znajdujesz jest jedynym miejscem po którym jesteś w stanie się poruszać, a załoga z którą przebywasz zostaje Twoją rodziną. (gorąco polecam!)
Po czterech i pół dnia żeglugi dopływamy do malutkiej wyspy Kanaryjskiej Graciosa. Jest to wyspa która ma 8km długości i jest wysepką hipisowską 🙂 Zamieszkaliśmy na darmowym kampingu, który znajduje się w parku narodowym. Życie płynie tu bardzo powoli, a my czujemy już już tu prawie jak miejscowi:) Jest tu niesamowicie i mam nadzieję że mi się szybko tu znudzi, bo jak narazie nie chce stąd wypływać 😛

Chillowanie z piwkiem na koniec dnia. Kasia w śpiworku(jak zwykle),a Huanho uwiecznia zachód słońca:)
Facebook Comments