Życie na Kanarach 2
W ostatnim wpisie pisałem jak wygląda życie na małej wysepce La Graciosa i o tym jak śledziliśmy koncerty naszych ulubionych miejscowych muzyków na Lanzarote. Jeszcze tego samego dnia gdy o tym napisałem na naszym spocie namiotowym w okolicy pojawili się sąsiedzi. Byli to Polscy hipisi podróżujący po wyspach.
Spędziliśmy z nimi tylko jedną noc i odstąpiliśmy nasz spot, bo dostaliśmy możliwość zamieszkania na łódce! Z kapitanem, który okazał się piratem (razem z załogą greenpeace zaatakowali rosyjską rafinerie i spędzili po 2 miesiace w rosyjskim więzieniu za piractwo), poznał nas z nim urodzony w Hiszpańskiej jaskini Szwajcar Sylwian. Wiem że brzmi to dziwnie, ale jego historia jest mocno zakręcona 🙂
Zaraz po przeprowadzce na łódkę okazało się jest, tam straszny bałagan i nie wszystko działa tak jak powinno. Niedługo dołączyła do nas para Francuzów i wspólnymi siłami doprowadziliśmy łódkę do porządku. Oznaczało to dzień żeglugi na Gran Canarie, do Las Palmas.
Na Gran Canarie mieliśmy przypłynąć na 2-3 dni i płynąć dalej na Teneryfę, ale nasz pobyt przedłużył się do prawie 3 tygodni. Nie byłem z tego za bardzo zadowolony, zwłaszcza że kapitan mówił za każdym razem że wypływamy za 2 dni… Zacumowaliśmy na kotwicy niedaleko mariny, a naszym jedynym transportem na ląd był mały pontonik przymocowany do jachtu.
W tym czasie Kasia przechodziła niezrozumiałe dla mnie niezdecydowanie. Mówiąc, że chce dalej ze mną podróżować, udała się na rozmowę żeby dostać sie na łódkę do Dominikany z Polakiami, podczas gdy ja zwiedziałem wyspę z Francuzami. Potem zdecydowała się zostać na całą zimę w Las Palmas szukając pracy gdy wypływałem dalej, a teraz gdy siedzę na Teneryfie dostałem od niej wiadomość, że płynie na wyspy zielonego przylądka. Dla mnie chyba lepiej że znowu jestem sam 🙂
W czasie tych 3 tygodni w Las Palmas trafiłem też na „Polski kobiecy gang longboardowy”, który zaprosił nas na najciekawszy squat jaki do tej pory w życiu widziałem. Opuszczony 3 piętrowy hotel z wielkim holem i dużym tarasem na dachu, przekształcony przez hipisowską społeczność na ich użytek. Mieszkało tam około 25 osób, ale na imprezy na jakich kilka tam trafiłem potrafiło przyjść koło 50-ciu. Pełno różnego rodzaju intrumentów, żonglowanie, malowanie twarzy, fireshow przy zgaszonym świetle i ogrom pozytywnego nastawienia, a po imprezie drzema w hamaku 🙂
Iaina i mnie na łódce opuszcza Kasia i para Francuzów. Dołącza do nas za to dziewczyna kapitana oraz para Szwedów, a Iain darząc mnie ogromnym zaufaniem pozwala na swobodne żeglowanie i wydawanie rozkazów podczas gdy on śpi, lub piję herbatę (a jako Agnlik robi to bardzo często). po 24h żeglugi bezpiecznie dopływamy do Teneryfy.
Jak wyglądała moja wycieczka po Teneryfie i czy udało mi się spędzić święta bożego narodzenia na wulkanie Teide na wys 3700m? O tym napiszę w następnym wpisie „[Maniek] Życie na Kanarach 3”.
Facebook Comments