A zaczęło się to tak


Tak jak obiecałem w poprzednim wpisie, chcę Wam opowiedzieć jak doszło do tego, że jedziemy w autostopową podróż dookoła świata.

Zacznijmy od początku. Jest letnie słoneczne popołudnie lipca 2011 r. Jestem studentem drugiego roku Zarządzania i Inżynierii Produkcji na Politechnice Wrocławskiej. Właśnie zbijam wakacyjne bąki w oczekiwaniu na karkówkę z grilla przyrządzaną przez moją mamę. Z racji tego, że moja mama jest bardzo strachliwa, a ja lubię jej dokuczać, więc jak mantrę powtarzam, że na wakacje pojadę autostopem w Europę. Dwa tygodnie później jestem już w chińskim sklepie po najtańszy plecak i razem z Olkiem, moim najlepszym 😉 kumplem kupujemy ostatnie rzeczy potrzebne na wyjazd. 13 sierpnia 2011 r. stajemy po raz pierwszy na drodze by ruszyć w dość niedaleki (z perspektywy kolejnych podróży) świat.

Mój pierwszy autostop w życiu

Mój pierwszy autostop w życiu

Co prawda pierwsza wycieczka okazała się być jak do tej pory najtrudniejszą i najbardziej wymagającą (brak doświadczenia, słaby sprzęt, itp), jednak pomimo tego, że zamiast miesiąca z powodu zgniłego namiotu wyszedł tydzień, zamiast Barcelony wyszedł Paryż, a zamiast wypoczynku wyszła całkiem niezła harówka, udało się załapać podróżniczego bakcyla i poczuć wolność, jaką daje autostop. Dalej poleciało już z górki. W kolejce były Włochy, Bałkany, Krym, Gruzja, Iran, Irak i.. no właśnie. Wakacje 2014 zleciały pod hasłem „Autostopem do Iranu”. To właśnie ta wyprawa miała decydujący wpływ na podjęcie decyzji o celu następnej podróży. Momentem przełomowym był powrót z irańskiego 'tripa’. Dopadła mnie mała, chwilowa chandra, na którą złozyło się wiele czynników. Nie da się ukryć najmocniejszy wpływ miało zakończenie studiów. Skończyło się cudowne życie na stancji, czasy licznych imprez, spotkań ze znajomymi, braku obowiązków i robienia tego, na co ma się tylko ochotę. Generalnie nadszedł koniec beztroskiego życia, a zaczęła się praca.

Czytaj również:  Urugwaj - Montevideo i najdłużej trwający karnawał świata

No właśnie. Praca! 5:50, budzik, nie wstaję, drzemka, 5:53 budzik, nie wstaję mam jeszcze ustawiony jeden w laptopie, 5:55 nie ma wyjścia. Soczewki 1 min, prysznic 18 min, sniadanie 15 min, drzemka 20 min, 6:59 wyjście z domu, 7:11 autobus, 7:30 rozpoczęcie pracy, 15:30 fajrat, 16:00 powrót do domu, 16:30 obiad, 23:30 spanie, 5:50 budzik… Dzień za dniem, budzik za budzikiem, obiad za obiadem, monotonnia, rutyna, do tego jesień za oknem i uciekający przez palce czas. Postanowiłem znaleźć jakiś cel dla którego łatwiej byłoby mi się przestawić na taką codzienną szarą monotonię. Nie musiałem długo szukać. Pragnienie ponownego zasmakowania wolności, jakie daje wyciągnięcie kciuka i ruszenie w nieznane szybko o sobie przypomniało. W jednej chwili, jednego popołudnia, podjąłem decyzję: JADĘ W PODRÓŻ DOOKOŁA ŚWIATA!

Pierwsza rzecz, którą zrobiłem jeszcze tego samego dnia był telefon do Olka. Do tego samego, który jechał ze mną na pierwszy trip do Paryża. Rozmowa przebiegała mniej więcej tak:
Olo: Halo
Termometr: Siema Olek
Olo: Siema, co tam?
Termometr: Słuchaj jedziesz ze mną za rok autostopem dookoła świata?
Olo: Zajebiście, spoko, mogę jechać!

Olek podniósł wieżę Eiffla

Olek podniósł wieżę Eiffla

Olek zawsze był najbardziej hardkorowym moim znajomym, ale do końca nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem. Rozmowa wyglądała bardziej jak umawianie się dwóch kumpli na wieczorny wypad na piwo do baru, niż na rzucenie wszystkiego i ruszenie w podróż dookoła świata. Żeby mieć wentyl bezpieczeństwa zapytałem jeszcze o to samo Billego – kumpla, którego poznałem w irańskiej ambasadzie w tureckim Trabzonie i przez trzy dni podróżowaliśmy razem do granicy irańskiej:

Termometr: Jade za rok albo dwa dookola swiata jedziesz ze mna?
Billy: pewnie ze jade
nie ma problemu
problem joh
mister
problem in sejn

Czytaj również:  Gibraltar - ogarniamy to!

To, że Billy jest świrem wiedziałem odkąd tylko pierwszy raz zobaczyłem jego mordeczkę. Dalsze trzy dni wspólnej podróży tylko utwierdziły mnie o słuszności tego przekonania. Mimo to, podobnie jak w przypadku Olka, tym razem także byłem w lekkim szoku, niemniej cieszyłem się, że kolejna osoba chce wziąć w tym udział.

Z Billim i Lipskim lecimy gdzieś na pace po wschodniej Turcji

Z Billim i Lipskim lecimy gdzieś na pace po wschodniej Turcji

Najważniejsze było za mną. Miałem cel, miałem dwóch kompanów, zacząłem dokładnie wszystko planować. Trasa, wizy, szczepienia. Zbieranie informacji zajmowało coraz więcej czasu. O poradę zapytałem też na największej autostopowej grupie. Zobaczył to mój znajomy, którego poznałem miesiąc wcześniej w Iranie i jeździliśmy wspólnie jakiś tydzień po Iranie i Kurdystanie. Odpowiedź z jego strony wyglądała tak:

Maniek: jesteś jebni**y! ale zazdroszczę tego planu
Termometr: Haha odezwal sie. Nie chcesz z nami jechac? Szukamy czwartego
Maniek: kur*a ale żeś mi teraz w głowie namieszał

Miałem już komplet 🙂

To wszystko działo się kilka miesięcy temu. W międzyczasie spotykaliśmy się z Olkiem i Mańkiem we Wrocławiu, gdzie przy piwku rozmawialiśmy o naszej wspólnej podróży. W maju udało mi się zakończyć pracę nad stroną internetową, a niedawno ustaliliśmy datę wyjazdu. Ja i Olek ruszamy pod koniec sierpnia. Maniek i Billy pod koniec września. Termin ten musieliśmy dostosować pod sezon żeglarski. Marzy nam się złapać pierwszy w życiu jachtostop i przepłynąć jachtem przez Atlantyk. Na początku ruszamy więc na Gibraltar, gdzie spróbujemy złapać jacht na Kanary, potem Karaiby i do Ameryki Południowej. Tam planujemy dotrzeć do Przylądka Horn, czyli najdalej na południe wysuniętego punktu na kontynencie amerykańskim. Później będziemy kierować się zachodnią stroną kontynentu przez Chile, Ekwador, Boliwię, Peru aż do Kolumbii skąd mamy zamiar dostać się do Ameryki Środkowej. Po odwiedzinach w Belize, Guatemali, Hondurasie, Salvadorze i Kostaryce chcemy zasmakować życia w Meksyku, po czym wrócić do Panamy gdzie w okolicach kanału panamskiego planujemy złapać jacht (lub cokolwiek innego) co zabierze nas do Australii. Z Australii ruszamy do Azji. Planujemy odwiedzić Indonezję, Singapur, Malezję, Tajlandię, Birmę, Laos, Kambodżę, Wietnam, Chiny, Mongolię, Kirgistan, Kazachstan, Rosję i bezpiecznie wrócić do domu 🙂 Taki jest plan, a co z tego wyjdzie? Zobaczymy 🙂

Nasza wymarzona trasa

Nasza wymarzona trasa

Mamy zatem niecałe dwa miesiące na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, zamknięcie wszystkich spraw, pożegnanie się z rodziną, znajomymi i ruszamy w świat. Już teraz w imieniu całej ekipy zachęcam Was do czytania bloga, obserwowania nas na facebooku, podążania za nami na twitterze, subskrybowania na YouTube i oglądania na Instagramie. Spróbujemy pokazać Wam, jak piękny jest świat, który nas otacza i jak wspaniali i bezinteresowni potrafią być ludzie żyjący wokół nas.

Czytaj również:  Boskie Buenos, czyli tydzień w Buenos Aires

/termometr


Facebook Comments