Sylwester we Florianopolis
Aby dostać się do Florianopolis, musimy najpierw wydostać sie z centrum na dobrą stację za Kurytybą. Z małą przerwą na przeczekanie deszczu maszerujemy dobre 14 km. Nieco wykończeni docieramy na dużą stację benzynową z self-servicem. Znając ceny na północy kraju (13zł za obiad), postanawiamy spróbować. Pytamy ile kosztuje s-s i w odpowiedzi słyszymy 'thirteen’. Aby sie upewnić, czy na pewno dobrze zrozumiałem pytam jeszcze raz: 'thirteen?’ i pokazując na palcach 13. Kelner potwierdza. Znów jesteśmy w kulinarnym raju. Cała wyżerka nasza, a jeść możemy tyle, ile tylko zmieścimy. Czym prędzej nakładamy sobie kopiastą górę jedzenia, nie zapominając o soku z maracuji! Po takim obiadku ledwo podnosimy się z miejsca i idziemy w kierunku kasy. Pani na kalkulatorze wybija kwotę 80 zł. Ile?!?!?! Patrzymy jeszcze raz przecierając oczy ze zdumienia. Niestety, na wyświetlaczu nadal widnieje ta sama kwota. Kelner nie władał najlepiej językiem angielskim i jego thriteen oznaczało dla nas thirty na łeb + 10zł za szklankę soku, za którą w Rio płaciliśmy niecałe 2. Jesteśmy totalnie przybici, bo jednym obiadem mocno przekroczyliśmy dzienny limit.
Na szczęście szybko udaje się złapać małżeństwo jadące prosto do Florianopolis. Trasę 350 km robimy w 9 godzin. Nigdy w życiu nie stałem w tak długim korku!! Trafiamy na okres wakacyjny pomiędzy świętami, a Nowym Rokiem, kiedy wszyscy ruszają na pobliskie plaże. Dodatkowo jazda po Brazylii, w której jest największa liczba wypadków (również śmiertelnych) w Ameryce Południowej powoduje, że drogi są jeszcze bardziej zakorkowane. Do Florypy docieramy około godziny 23. Starsze małzeństwo, które nas wiezie jeździ po wyspie próbując znaleźć nam bezpieczne miejsce do rozłożenia namiotu. Po godzinie poddają się i proponują nocleg w swoim domu. Budynek z zewnątrz wygląda niepozornie, ale w srodku jest bardzo luksusowo jak na tutejsze standardy. Osvaldo przygotowywuje nam spaghetti na kolację i późną nocą kładziemy się spać.
Plan na dzisiejszy dzień jest dość ambitny. Musimy znaleźć hosta, zwiedzić co nieco okolicę i ogarnąć Sylwestrową imprezę. Florianopolis to miasto – wyspa, na której można znaleźć aż 45 plaż. My kierujemy się w stronę Praia Mole, na podobno najpiekniejszą z nich. Po drodze lapiemy stopa z wesołą parką podróżników z Kanady i ich smiesznym kierowcą – fanem Boba Marleya.
Plany zmienia nam telefon od mojej mamy. Moja babcia za 2 godziny ma mieć operację, a ryzyko zagrożenia życia jest bardzo wysokie. Zawracamy, choć jesteśmy już prawie na miejscu. Wracamy do domu rodzinki, która poprzedniej nocy zaprosiła nas do siebie. Obiecaliśmy, że zostaniemy tylko jedną noc. Na wieść o zaistniałej sytuacji Osvaldo z żoną proponują nam, żebyśmy zostali dzień dłużej i jeśli chcemy spędzili z nimi Sylwestra. Ludzie Ci są do rany przyłóż i przyznam szczerze, nie spodziewałem się po Brazylijczykach, aż takiej dobroci z ich strony. Ich otwartość i chęć pomagania przerosła nasze wyobrażenia. Nie mam niestety nastroju do imprezowania. Nie chcąc jednak ograniczać Olka, przenosimy się do naszego nowego hosta, który odezwał się kilka minut wcześniej. Olek idzie z Donem i jego dziewczyną na couchsurfingową imprezę Sylwestrową. Ja tymczasem zostaję w domu i spędzam samotnie Sylwestra przed ekranem komputera. Cóż, nie zawsze jest tak, jak sobie to wymarzymy.
Pierwszy i drugi dzień Nowego Roku spędzamy leniuchując całe dnie na hamaku w pokoju gościnnym Dona, a wieczorami wyskakujemy z naszym gospodarzem i jego dziewczyną na miasto, plażę i do pobliskiej knajpy. Czas ten daje nam mozliwość zregenerowania się i nabrania sił przed dalszą podróżą. Nasz kolejny przystanek to: Foz do Iguazu i wodospady – jeden z siedmiu cudów świata. Nie możemy sie doczekać!
Operacja, pomimo dużego zagrożena przebiegła bezproblemowo, a babcia ma się dobrze 🙂 Babciu pozdrawiam! – wnusio 😉
[W następnym wpisie opowiemy Wam m. in. dlaczego wejście na wodospady Iguazu nie kosztowało nas totalnie nic, oraz jak naszego kierowcę z autostrady zabrała karetka pogotowia prosto do szpitala]
Facebook Comments