Życie na Kanarach


Minęły już prawie dwa tygodnie odkąd przypłynęliśmy na Kanary. Dalej podróżuję razem z Kasią i zamierzamy wspólnie dotrzeć do Ameryki Południowej. Pierwsze pięc dni na wyspach spędziliśmy na malutkiej wysepce Graciosa, którą opisałem po części w poprzednim wpisie. Czas tam płynął bardzo powoli i przyjemnie. Łatwo tam zapomnieć o wszystkich problemach. Oprócz kolejnych wypraw na wulkany i śmiesznych parówkowych obiadów na campingu z sąsiadami załapaliśmy się na bardzo ciekawy koncert na żywo!

DCIM100GOPROG0041207.

Selfie na wulkanie.


DCIM999GOPRO

Obiadek na darmowym campingu.

Jednego wieczoru razem koleżanką z Niemiec poszliśmy do miasteczka na piwko i winko. Okazało się że tego dnia akurat grają tam koncert zaraz przy plaży. Dołączyliśmy do reszty cieszących się świetną muzyką klientów lokalu, a po występie poznaliśmy muzyków i żartując siedzieliśmy razem do później nocy. Jeden z nich nawet nauczył mnie paru akordów na timple (intrument podobny do mandoliny, z 5cioma strunami, gdzie najniższy dźwięk jest na środkowej). Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy że nasze drogi jeszcze się zejdą!

Spędzamy z muzykami wesoły wieczór

Następnego dnia, po wyleczeniu lekkiego kaca (po winie Don Garcia z kartonu:P ) poszliśmy na marinę i pierwszy katamaran, do którego podeszliśmy zaoferował nam podwózkę do Lanzarote. Mieliśmy jeszcze cały wieczór na odpoczynek i nacieszenie się ostatnimi dniami na hipisowskiej plaży. Z samego rana razem z brazylijskim kapitanem Renato popłynęliśmy do Arrecife – największego miasteczka na wyspie.

20151107_144131

Katamaran brazylijczyka Renato. (zdjęcie zrobione przez jego koleżankę z Niemiec).


DCIM100GOPROGOPR1256.

Razem z kapitanem.

DCIM100GOPROGOPR1257.

Pierwsze dni spędziliśmy głównie w marinie i szwędając się po miasteczku, którego specjalnie nie polubiliśmy. Wydrukowaliśmy CV’ki, popytaliśmy na marinie i poznaliśmy trochę konkurencji. Po 4 dniach postanowiliśmy pojeździć gdzieś po wyspie i odwiedzić inne porty na wyspie. Okazało się że autostop na wyspach jest genialny, a auto zatrzymuje się zwykle po około 2 minutach. Szybko dotarliśmy do Puerto Calero, gdzie marina była dość mała, a prawie wszystkie łódki zamierzały tam zostać na zimę. Po paru godzinach pojechaliśmy do trochę większej miejscowości Playa Blanca, która okazała się żywą i turystyczną miejscowością, z większą i budzącą więcej nadzieji mariną.

Czytaj również:  Galapagos

DCIM100GOPROGOPR1275.

Plaża w Arrecife.


DCIM100GOPROGOPR1281.

Chilloucik pod palmami.


DCIM100GOPROGOPR1271.

Niedzielny rosół NA BOGATO!


DCIM100GOPROGOPR1267.

Czasem próbuję się trochę pouczyć hiszpańskiego… Nie idzie mi to 😛


DCIM100GOPROGOPR1290.

Łapiemy stopa.

Znajdujemy miejsce na plecaki, dobre miejsce na rozbicie namiotu, drukujemy CV’ki i pytamy po marinie (osiedlamy się). Jedną z nocy spędzamy na pobliskiej prześlicznej plaży, gdzie świętujemy święto niepodległości, polskimi pulpetami które Kasia wiozła jeszcze z Radomia. Kolejnego dnia postanawiamy wziąć plecaki i iść na miasto, żeby posłuchać jakiejś muzyki na żywo. Kupujemy parę tanich piwek w markecie i idziemy:) Pierwszy postój mamy gdy znajdujemy karaoke. Siadamy na murku koło baru i słuchamy pijąc własne piwko.

DCIM100GOPROGOPR1295.

Mniej typowe drogowskazy.


DCIM100GOPROGOPR1301.

Namiot dzielnie walczy z wiatrem.

Kasia śpiewa swoją zamówioną piosenką – na koniec wszyscy klaszczą i wiwatują!

Gdy karaoke się kończy, idziemy do następnego baru, gdzie spotykama Gopara(gitarzystę którego poznaliśmy na Graciosie)! Razem z właścicielem grającym na trąbce i wokalistką robią na prawdę świetną muzykę.

1447462618525

z Goparem i wokalistką Evą.

Po koncercie zapraszają nas na ich kolejny koncert, tym razem w klimacie flamenco, który odbędzie się następnego dnia w Arrecife. Oferują nam podwózkę, oraz przepyszną kolację. O 3-ciej nad ranem lądujemy z powrotem w naszej pierwszej miejscowości, gdzie wieczorem udajemy się na koncert do 5-cio gwiazdkowego hotelu, gdzie scena jest postawiona koło basenu na pierwszym piętrze, a drinki kosztują miliard. Pięciu muzyków i tancerka dają genialny popis swoich umiejętności, a my rozpływając się muzyką spędzamy kolejny świetny wieczór.

Niestety ze względów na problemy z moją kamerką nie udało mi się uwiecznić tej chwili, czego bardzo żałuję. Jednak z Goparem umawiamy się na kolejny dzień jego koncertów, tym razem w całkowicie innym klimacie. Łapiemy stopa do Teguise i wbijamy do wskazanego przez muzyka baru, gdzie gra razem z Brazylijczykiem.

Filmik nakręcony koło godziny 18tej… Możecie się domyśleć co działo się później 🙂 A spędziliśmy tam trochę czasu.

Czytaj również:  "Infinite love" - początek przygody!

W przerwie wybieramy się na spacer po miasteczku i spotykamy naszego kierowcę, który razem z przyjaciółmi zaprasza nas na winko. Siedzimy tam niecałą godzinkę i całą ekipą wracamy na koncert Gopara.

Winko z kumplami.

Ze względu na niedzielę, koncert kończy się dość wcześnie, ale nie oznacza to jeszcze końca naszego wieczoru. Wraz z trzema Hiszpankami wracamy do Arrecife i idziemy do baru na piwko. Rozmawiamy o różnicach kulturowych i dlaczego wszyscy hiszpanie są już najbliższymi przyjaciółmi od pierwszego spotkania. Bezpośredni kontakt, poprzez poklepanie po plecach czy nawet przytulenie kogoś w barze nie jest niczym dziwnym. Ludzie są tu bardzo otwarci i przyjaźnie nastawieni.

Obecnie siedzimy znowu na marinie i szukamy kolejnej podwózki. Jeśli nic się nie zmieni, wybierzemy się na kolejną przejażdżkę. Tym razem planujemy wulkan który podobno wygląda jakby się spacerowało po księżycu 🙂

Trzymajcie się gorąco!

Obejrzyj nasz film z tego etapu podróży:


Facebook Comments