Wyspy Zielonego Przylądka 2
Następne dni po wycieczce na Sao Antao spędzamy w marinie ze względu na zbyt mocny wiatr, przy którym zgodnie nie lubimy żeglować (ponad 30 węzłów). Wiatr był na tyle silny, że zerwał nasze dwie liny cumownicze z jednej strony, a sąsiadom z nad przeciwka wyrwało z kei kawał metalu do cumowania(zamknęli nawet marinę na dwa dni). W czasie gdy nie mogliśmy wypłynąć zrobiliśmy wszystkie niezbędne na łódce prace, wraz z zakupem żywności i wyszukaniem miejsc zrzucania kotwicy, ponieważ przed przekroczeniem Atlantyku, chcemy jeszcze odwiedzić najbardziej polecane wyspy w tym rejonie.
W piątek idziemy do punktu migracyjnego się wymeldować gdzie otrzymujemy pieczątki z datą na niedzielę i już jesteśmy gotowi na opuszczenie WZP. Jednak nie jest to do końca prawdą i w niedziele faktycznie opuszczamy Mindelo, ale kierujemy się jeszcze na wyspę Brava. Niestety ze względu na mało bezpieczne miejsce zrzucenia kotwicy przy wyspie Fogo, musimy zrezygnować z kilometrowego zbiegania z wulkanu po piaszczystym zboczu pod kątem 45stopni, robiąc przy tym 3 metrowe skoki i turlając się w dół.
Zaplanowane opuszczenie Mindelo na godzinę 10-tą jak zwykle ulega małemu opóźnieniu. Około godziny 16-tej wyruszamy w 25 godzinną żeglugę na najbardziej wysuniętą wyspę na południowy zachód z Wysp Zielonego Przylądka. Mamy boczny wiatr i duże fale. Jednak najgorsza z tego wszystkiego jest częstotliwość tych fal. Trzy metrowe fale z okresem około 4 sekund dają nam się we znaki. Jako jedyny jestem w stanie normalnie jeść, ale zmęczenie odczuwam równie mocno jak pozostali moi towarzysze. Dopływając do Bravy jesteśmy na tyle zmęczeni, że po zrzuceniu kotwicy, jemy szybki posiłek i padamy do łóżek w 13-sto godzinny sen.
Miejsce w którym się zatrzymaliśmy jest dość dobrze osłonięte od wiatru, ale dla 100%-owego bezpieczeństwa Martin decyduje nie zostawiać jachtu bez załogi nie dłużej niż na godzinę. Oznacza to, że wspólnie zwiedzamy tylko okoliczne miasteczko, ale na dogłębną penetrację wyspy musimy się już rozdzielić.
Brava jest niewielką wyspą, mierzącą mniej niż 10km, ale jest za to okrzykniętą najbardziej zieloną ze wszystkich Wysp Zielonego Przylądka. Pierwszy na wycieczkę po wyspie wybiera się Martin i wracając po kilku godzinach opowiada nam, że nie ma tu nic specjalnego. Jednak następnego dnia razem z Leo wybierając się na krótki trekking w chmurach w okolicy wioski znajdującej się w górach jesteśmy odmiennego zdania.
Oprócz starych wysokich drzew, oraz pięknych górzystych krajobrazów pokrytych szybko przemieszczającymi się chmurami znajdujemy mnóstwo ciekawych pająków średniej wielkości 10cm często polujących tuż nad naszymi głowami nad ścieżką. Cieszymy się ostatnimi chwilami na lądzie i po niedługiej wizycie na Bravie wracamy na Infinite Love.
Po parugodzinnym trekkingu wskakujemy do wody, która ma tutaj około 25 stopni w ubraniach (czyli połączenie prysznica z praniem). Oprócz beztroskiego unoszenia się na powierzchni, zachwycamy się też florą i fauną podczas nurkowania w okularach pływackich. Całą kąpiel kończymy krótkim płukaniem z butelkowego zapasu słodkiej wody i jesteśmy gotowi do drogi.
Odpalamy silnik, wciągamy linę cumującą i wydawałoby się że już jesteśmy jedną nogą na oceanie, jednak ten dzień nie mógł być aż tak idealny. Silnik na wolnych obrotach się przegrzał. Jest późno i nasza dzisiejsza podróż staje pod znakiem zapytania. Szybka diagnoza i razem z Martinem wybieramy na ochotnika do nurkowania – Leo. Przegłosowany większością nurkuje pod łódkę i wyciąga coś przypominającego odnóże kalmara z otworu zasysającego słoną wodę do chłodzenia silnika. Jest już prawie ciemno, ale szybko wciągamy kotwicę i opuszczamy Wyspy Zielonego Przylądka!
Jeszcze tego samego dnia unieruchomiliśmy silnik, czyli kolejne nurkowanie tym razem pośrodku Atlantyku, oraz inne przygody podczas żeglugi do Brazylii już wkrótce.
Facebook Comments